Volvo właśnie ogłosiło, że wkrótce przestanie oferować silniki wysokoprężne. Wcześniej producent poinformował o zaprzestaniu rozwoju wszystkich jednostek spalinowych.
Volvo konsekwentnie zmierza w kierunku elektromobilności. I nie ma w tym nic dziwnego – w końcu ta szwedzka marka od lat należy do chińskiego Geely, będącego jednym z liderów w produkcji i rozwoju aut na prąd (TUTAJ przeczytasz o przyszłym minivanie Volvo).
Koniec produkcji silników wysokoprężnych przez Volvo nastąpi już na początku 2024 roku. Swoją decyzję jego przedstawiciele argumentują przede wszystkim słabnącym zainteresowaniem klientów samochodami z takimi jednostkami pod maską.
O ile jeszcze w 2019 roku większość Europejczyków decydowała się na Volvo z silnikami Diesla, o tyle w 2022 roku udział takich aut w światowej sprzedaży marki wyniósł zaledwie 8,9%. Z kolei w sierpniu bieżącego roku na zelektryfikowane modele (elektryczne i hybrydy plug-in) tego wytwórcy skusiło się 33% klientów.
Informację o końcu produkcji silników wysokoprężnych Volvo podało przy okazji Tygodnia Klimatycznego w Nowym Jorku. Wcześniej, bo już w 2022 roku zaprzestało ono rozwijania silników spalinowych. „Nie wydajemy już ani jednej korony z naszego budżetu na badania i rozwój nowych silników spalinowych” – donoszą Szwedzi.
Poza słabnącą sprzedażą modeli wysokoprężnych przedstawiciele Volvo jako powód swojej decyzji wymieniają także coraz bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące emisji spalin oraz skupienie się na elektryfikacji.
„Jesteśmy w pełni skoncentrowani na tworzeniu szerokiego portfolio w pełni elektrycznych samochodów klasy premium, które spełniają wszystkie oczekiwania naszych klientów. Stanowią one kluczowy element naszej reakcji na zmiany klimatyczne” – mówi Jim Rowan, dyrektor generalny Volvo Cars.
„Elektryczne układy napędowe to nasza przyszłość. Przewyższają one silniki spalinowe: generują mniej hałasu, mniej wibracji, wymagają niższych kosztów serwisowania i cechują się zerową emisją z rury wydechowej” – mówi Jim Rowan, dyrektor generalny Volvo Cars.
Popularność aut z silnikami Diesla systematycznie spada od 2015 roku. Wtedy na Starym Kontynencie ich udział w rynku nowych samochodów przekraczał 50%. Ale później wybuchła afera Dieselgate, po której klienci zaczęli się odwracać od diesli.
Współczesne jednostki wysokoprężne przekonują do siebie przyjazną charakterystyką, porządnymi osiągami oraz niewielkim zapotrzebowaniem na paliwo. Niestety, ze względu na coraz bardziej zaostrzane normy emisji spalin stały się zbyt skomplikowane i zbyt drogie.
I choć wytwarzają mniej dwutlenku węgla niż silniki benzynowe, nadal emitują więcej szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu (NOx).