Cadillac DeVille na europejskich drogach wygląda jak przybysz z innego świata. Ten 5,7-metrowy luksusowy krążownik z 1967 roku, z jego dostojnie bulgoczącym silnikiem V8, to kwintesencja amerykańskiego stylu jazdy.
Po raz kolejny serce podskakuje mi do gardła, gdy w wąskiej uliczce musimy się wyminąć z autem jadącym z naprzeciwka. Gdy skręcamy w prawo, wydaje mi się, że w każdej chwili możemy zahaczyć kołami o krawężnik.
Mój kierowca, Peter Schulte, nie może się powstrzymać od uśmiechu. „Nie martw się, nic się nie stanie” – zapewnia mnie właściciel Cadillaca DeVille z 1967 r., którym jedziemy. „Ale znam to uczucie. Gdy moja żona prowadzi, a to ja jestem pasażerem, też miewam takie myśli”. Z fotela kierowcy perspektywa jest jednak zupełnie inna. Mimo ogromnych rozmiarów ten luksusowy amerykański pojazd jest bardzo łatwy w prowadzeniu.
„Samochód jest duży, ale idealnie wypełnia pole widzenia”, uspokaja Schulte, „kończy się na narożnikach, jeśli wiesz, co mam na myśli”. Wiem. Zgodnie z powiedzeniem „what you see is what you get”. Chwilę później mogę się zresztą osobiście o tym przekonać.
Zajmuję miejsce za kierownicą, która przy ogromnym rozmiarze tego krążownika wygląda dosyć filigranowo. I choć wymiary DeVille’a okazują się dość łatwe do oszacowania, to respekt jest uzasadniony, bo długi na 5,7 m i szeroki na ponad 2 m, 57-letni samochód wykracza poza zwyczajowe standardy.
Nieco absurdalnie – przynajmniej dla Europejczyka – brzmi też nazwa modelu zapożyczona z języka francuskiego, w którym „de ville” oznacza „z miasta”. Dla porównania wydłużone warianty obecnych luksusowych limuzyn, takich jak Audi A8, BMW serii 7 czy Mercedesa klasy S, mają zbliżoną szerokość, ale każdy z nich jest o ponad 40 cm krótszy.
Wyczucie samochodu i wiara we własne umiejętności manewrowania rosną z każdym pokonanym metrem. I gdy już odsuwam na bok niemal wszystkie obawy, pilot Schulte sprowadza mnie z powrotem na ziemię. „Musisz być przezorny, weź pod uwagę, że w razie potrzeby cztery hamulce bębnowe muszą zatrzymać ponad 2-tonową masę”, tłumaczy pozornie beztrosko, gdy zbliżamy się do 90-stopniowego zakrętu, a prędkość jazdy wydaje się nagle zbyt wysoka.
Od tego momentu ostrożniej obchodzę się z gazem i zachowuję odpowiednią odległość od samochodów jadących z przodu. Regularne zerkanie na prędkościomierz pomaga utrzymywać optymalne tempo. Zwłaszcza że niezwykle komfortowo zestrojone zawieszenie i skuteczna izolacja akustyczna sprawiają, że odczuwana prędkość często wydaje się znacznie niższa od rzeczywistej.
Swój udział ma w tym też odprężający bulgot „V-ósemki”. Siedmiolitrowy silnik o krótkim skoku generuje robiące wrażenie 345 KM mocy i jeszcze bardziej imponujące 647 Nm momentu obrotowego. We współpracy z trzybiegowym automatem rozpędza DeVille’a do 100 km/h w niespełna 10 sekund i – zgodnie ze specyfikacją fabryczną – pozwala osiągnąć prędkość 192 km/h. To ostatnie nie jest jednak zbyt kuszące, zważywszy na wspomniane hamulce bębnowe i bardzo niebezpośredni układ kierowniczy.
Wolimy tryb relaksacyjny i tempo ok. 90 km/h, zgodnie z obowiązującym na wielu amerykańskich autostradach ograniczeniem do 55 mil/h. Dzięki temu nawet pokonywanie wąskich wiejskich dróg w okolicy Bonn daje wyobrażenie o tym, jak to jest sunąć Cadillakiem przez bezkres Środkowego Zachodu.
Dane techniczne | Cadillac DeVille (1967) |
---|---|
Silnik | benzynowy |
Pojemność skokowa | 7030 cm3 |
Układ cylindrów | V8 |
Moc maksymalna | 345 KM/4600 |
Maks. moment obrotowy | 647 Nm/3000 |
Napęd | tylny |
Skrzynia biegów | aut./3-biegowa |
Długość/szerokość/wys. | 569/203/141 cm |
Rozstaw osi | 329 cm |
Masa własna | 2145 kg |
Osiągi, zużycie paliwa (dane prod.) | |
Prędkość maksymalna | 192 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 9,6 s |
Średnie zużycie paliwa | 23,4 l/100 km |
Jednak to nie entuzjazm dla „amerykańskiego stylu jazdy” sprawił, że Peter Schulte zdecydował się na Cadillaca, lecz fascynacja silnikami V8. „Amerykańskie auto to zazwyczaj najtańszy sposób na wejście w posiadanie ośmiocylindrowca”, wyjaśnia mieszkaniec Bonn, który swojego DeVille’a kupił 15 lat temu.
Dlaczego chce się już pozbyć limuzyny? „By znów trochę rozrzedzić flotę” – wyjaśnia podczas jazdy. Obecnie ma dwa niemieckie samochody z silnikami V8, Mercedesy 450 SEL 6.9 i 560 SEC. A amerykańskie wrażenia z jazdy może zapewnić mu kabriolet Fleetwood Eldorado z 1974 r.
Popyt na oferowanego DeVille’a Hardtop Sedan jest jednak ograniczony. A jest to wariant z winylowym dachem bez szpecących środkowych słupków – najpopularniejszy z czterech wersji nadwoziowych trzeciej generacji modelu, wyprodukowanej w latach 1965-1970 w liczbie ok. miliona egzemplarzy. Na drugim miejscu w rankingu uplasowało się coupe, a za nim w pewnej odległości kabriolet. Standardowa limuzyna z bocznymi słupkami okien i bez dachu w kontrastującym kolorze nie cieszyła się dużym zainteresowaniem.
Wszystko w rozmiarze XL. DeVille to ogromne auto, także w środku. Elementy takie jak uchwyty do zamykania drzwi, kierownica, dźwignie, przełączniki czy nawet rozmiar cyfr na prędkościomierzu są odpowiednich rozmiarów. / fot. Markus Sende/AZ
Automatyczna klimatyzacja była standardem. Zegar, w który samochód doposażył obecny właściciel, doskonale komponuje się z całością. / fot. Markus Sende/AZ
Nawet po dokładniejszych oględzinach DeVille Schulte’a robi wrażenie, jakby właśnie wyjechał z salonu Cadillaca. Oryginalny lakier w kolorze Persian Ivory lśni tak samo jak pierwszego dnia, podobnie jak chromowane dekory rozsiane po całym samochodzie.
Wnętrze również pozostało w nieskazitelnym stanie. Po tapicerce i dywanikach nie widać przebiegu 87 tys. km. Jedyne, co nie jest oryginalne, to zegar zamontowany na desce rozdzielczej. „Zegar zintegrowany z instrumentami przestał działać” – tłumaczy Schulte. „A problemów, które mogą się pojawić po rozebraniu takiego zestawu w celu zdiagnozowania usterki, naprawdę nikt nie potrzebuje...”.
Inżynierskie doświadczenie Schulte'a pozwoliło mu również na wprowadzenie pewnego ułatwienia w obsłudze samochodu…