Turecki producent samochodów – firma Togg zaprezentowała właśnie już drugi swój model. Do kompaktowego SUV-a T10X dołączył kolejny elektryk – fastback T10F. Turcy zapowiedzieli także podbój europejskich rynków. Zaczną od Niemiec.
Nowy model i swoje plany Togg zaprezentował i ujawnił na odbywających się właśnie w Las Vegas targach CES 2024. Co ciekawe, Turcy na amerykańskich, ale o bardzo dużym światowym wydźwięku targach obecni są już trzeci raz z rzędu.
Do tej pory marka oferowała, wyłącznie na własnym rynku, jeden, ale za to „autorski” model samochodu elektrycznego – zaprojektowanego i produkowanego w Turcji kompaktowego SUV-a T10X.
Teraz dołącza do niego następne, również kompaktowe auto, ale tym razem o nadwoziu typu fastback i równie „chwytliwej” jak w przypadku pierwszego nazwie – T10F.
Losy Togga są ciekawe szczególnie z naszego punktu widzenia – bo zgodnie z założeniami to projekt podobny do naszej Izery, która miała (i na razie – wciąż tylko ma) być naszą nową, w pełni narodową marką oferującą auta elektryczne. Różnica polega na tym, że o ile w Polsce jesteśmy wciąż na etapie zapowiedzi, o tyle w Turcji za deklaracją poszły czyny.
Wprowadzenie na rynek nowej, państwowej marki Turcy ogłosili pod koniec 2017 roku, w 2019 roku pokazano pierwsze prototypy, a gotowy SUV T10X trafił do sprzedaży w pierwszym kwartale 2023 roku. Na razie auto oferowane jest tylko na rynku tureckim, ale to ma się wkrótce zmienić.
Nowy model – tak jak SUV – oparty jest na platformie tureckiego autorstwa i, jak podaje m.in. serwis Automotive News, dostępny będzie w trzech wariantach: w dwóch z napędem na tylne koła, z elektrycznym silnikiem o mocy 215 KM i akumulatorami 52,4 lub 88,5 kWh (zasięgi odpowiednio 350 i aż 600 km). W trzeciej, najmocniejszej wersji 430-konnej dwa silniki napędzać będą obie osie i pozwolą autu rozpędzić się od 0-100 km w 4,2 s. Ta odmiana wyposażona będzie w baterię o pojemności 88,5 kWh mającą oferować do 530 km zasięgu.
We wszystkich wersjach naładowanie akumulatora od 20 do 80 procent ma być możliwe w 28 minut, każda z nich może także prąd „oddawać”, czyli służyć jako źródło zasilania.
Auto ma rozstaw osi o długości 2890 mm i ma ważyć od 1939 do 2215 kg.
Obecne już w Europie pierwsze chińskie marki wysoko stawiają poprzeczkę kolejnym debiutantom. Dotyczy to także zapewnianego przez ich auta bezpieczeństwa.
Togg ma tego świadomość i twierdzi, że nowy model został zaprojektowany tak, żeby zarówno pod względem konstrukcji i wytrzymałości nadwozia, jak i wyposażenia auta w systemy wspierające kierowcę, zapewnić jak najwyższy poziom bezpieczeństwa. A co za tym idzie – uzyskać najwyższe oceny w testach EuroNCAP.
Na pokładzie mają znaleźć się m.in. adaptacyjny tempomat z systemem odczytującym znaki drogowe, system utrzymywania pasa ruchu, ostrzeganie o obiektach w martwym polu, kamera 360 stopni, asystent parkowania, a także system Rush Hour Pilot, który umożliwia powolną jazdę np. w korku (do 15 km/h) bez użycia rąk.
Jak spekuluje Automotive News, ceny nowego modelu powinny być zbliżone do cen oferowanego już SUV-a. W Turcji można go kupić za równowartość ok. 190 tys. zł. I tak jak SUV T10X, nowy model będzie dostępny w dwóch wersjach wyposażenia – V1 i V2.
Na targach CES Turcy ogłosili też plan ekspansji na rynki europejskie. Na pierwszy ogień mają pójść Niemcy. I tu podano już w miarę konkretny termin – koniec 2024 r. W dalszej kolejności zapowiadane jest wejście do Francji, Włoch, Holandii i Szwecji.
Jak na Starym Kontyniencie przyjmie się zupełnie nowa marka z kraju, któremu nie tylko brakuje doświadczenia w motoryzacji, ale także który raczej nie ma w Europie zbyt dobrej prasy i potrafi jawnie popierać reżim Putina? Turcy chyba starają się nie myśleć o tego typu przeszkodach i do 2032 roku mają zamiar być obecni na europejskich drogach z milionem pojazdów.
Ten zapowiadany milion, choć w nieco innym kontekście, musi Polakom brzmieć dość znajomo. Ale jest jeszcze coś, co łączy nasze „projekty” z – to jednak trzeba podkreślić – tureckimi realiami. Tak jak w naszych prototypowych autach, tak i w tureckich modelach do prac nad wyglądem samochodów zatrudniono specjalistów z włoskiej Pininfariny. I na tym chyba podobieństwa już definitywnie się kończą.