Rynek samochodów z drugiej ręki zaczyna wkraczać w scenariusz, w którym używane pojazdy spalinowe stają się droższe niż ich elektryczne odpowiedniki. Wykazało to najnowsze badanie firmy iSeeCars. Z czego to wynika?
Bez dwóch zdań samochody elektryczne przeszły bardzo długą drogę. Jeszcze kilkanaście lat temu na jednym ładowaniu ledwo przekraczały zasięg 150 km. Poza tym były niewielkie, tanie i tandetnie wykonane.
Aż nagle pojawiła się Tesla Model S, która pokazała, że auto na prąd może oferować zasięg ponad 400 km, a pod względem innych walorów – być zwyczajnym, znanym od dziesięcioleci samochodem.
Oczywiście w elektromobilności najbardziej zmieniła się i nadal zmienia technologia baterii. Z generacji na generację stają się one przede wszystkim wydajniejsze. Czyli lżejsze z większą gęstością energetyczną, co przekłada się na dodatkowy zasięg.
Z tego względu nowe samochody elektryczne śrubują liczbę kilometrów przejechanych na jednym ładowaniu, które zazwyczaj odbywa się krócej niż w modelach wcześniejszych generacji. Te ostatnie stają się z kolei coraz bardziej przestarzałe.
I widać to na rynku aut używanych, o czym informuje firma badawcza i jednocześnie internetowa wyszukiwarka samochodów – iSeeCars. Z jej najnowszego badania wyłania się obraz, w którym samochód elektryczny z drugiej ręki zaczyna być tańszy niż jego spalinowy odpowiednik o zbliżonych parametrach.
O ile jeszcze w zeszłym roku cena pojazdów akumulatorowych w USA (badanie dotyczy tego rynku) średnio była o 25% wyższa, o tyle teraz – różnica, ale na ich niekorzyść, wynosi 8,5%.
Zmiana nastąpiła w maju tego roku. W swoim badaniu iSeeCars wzięło pod lupę ceny 2,2 mln aut w wieku od 1 do 5 lat. Jeszcze w czerwcu 2023 roku średnio za auto spalinowe w USA trzeba było zapłacić 33 572 dolary (ok. 135 000 zł), a za elektryczne – 40 916 dolarów (ok. 165 000 zł).
W maju 2024 roku przeciętnie używany elektryk kosztował już jedyne 28 767 dolarów (ok. 116 000 zł), natomiast pojazd spalinowy – 31 424 dolarów (ok. 126 000 zł). Różnica wynosi więc 2657 dolarów, co daje kwotę w wysokości około 11 000 zł.
Przykład? To choćby ceny BMW serii 3 i Tesli Model 3. W czerwcu 2023 roku ten pierwszy model kosztował o 2635 dolarów (ok. 10 600 zł) mniej niż ten drugi. Z kolei obecnie cena elektryka zmniejszyła się o 4806 dolarów (ok. 20 000 zł) poniżej ceny „trójki” z Bawarii.
Co istotne, spośród 10 modeli o największym spadku cen od czerwca 2023 roku do maja 2024 roku, aż 8 z nich to pojazdy akumulatorowe:
Powyższą listę uzupełniają spalinowe Jaguar E-Pace (utrata wartości o 16,9%) oraz Maserati Levante (15,5%).
Nagły, tak istotny spadek cen elektryków względem aut spalinowych nie jest przypadkiem. Przede wszystkim, aktualnie obserwujemy spadek ceny nowych pojazdów akumulatorowych, co odbija się na modelach z drugiej ręki.
Poza tym na temat aut na prąd narosło już wiele negatywnych opinii. Dotyczą one przede wszystkim ich niewielkiego zasięgu, szczególnie zimą, długiego czasu ładowania czy wciąż niewielkiej infrastruktury publicznych ładowarek.
Swoje trzy grosze do tego dorzucają również obawy dotyczące trwałości, w szczególności baterii, będącej najdroższym elementem auta elektrycznego.
Wystarczy do tego dodać jeszcze szybki rozwój technologii i mamy cały obraz sytuacji na rynku.
W naszych warunkach wpływ na ceny elektryków z drugiej ręki może mieć planowany program dopłat do takich modeli. Aktualnie trwają dyskusje na temat jego zasad i tego, w jakim wieku samochody będą nim objęte.
Ustalenie tego limitu ma na celu m.in. zapobieganie importowi starych elektryków do Polski. Pewne jest jednak, że wprowadzenie dopłat do pojazdów używanych sprawi, iż ceny jednych aut mocno wzrosną, a drugich (tych starszych) – spadną.
W końcu, przy aktualnym rozwoju technologii, zaczynają one należeć do... „epoki kamienia łupanego”.