Nowy, elektryczny Fiat Panda EV będzie kosztował mniej niż 25 000 euro (nieco ponad 110 000 zł). W rezultacie na rynku ma konkurować m.in. z Dacią Spring. Za kwotę110 000 zł jeszcze 18 lat temu można było kupić 3,5 nowej Pandy!
Obecnie najtańszy Fiat Panda kosztuje 66 000 zł. To wariant napędzany 70-konnym silnikiem 1.0 z układem miękkiej hybrydy. Z kolei w 2005 roku 1,1-litrowa Panda (54 KM), pochodząca zresztą z polskiej fabryki, była wyceniona na 29 800 zł. Droższa, 60-konna wersja kosztowała zaś 35 800 zł.
Do Pandy ery elektrycznej ma zostać przyczepiona metką z kwotą nieco ponad 110 000 zł. O dziwo, tak wysoka cena za samochód miejski dla szefa Fiata jest powodem do... chwalenia się. W końcu obecnie jedyny tańszy elektryk na rynku to Dacia Spring (od 106 900 zł).
Jak donosi Bloomberg, szef Fiata – Oliver Francois – potwierdził, że gama producenta powiększy się o tańsze i bardziej przystępne cenowo auto. Ma być nim właśnie Panda EV, której zapowiedź stanowił koncepcyjny model Centoventi z 2019 roku. Na razie nie ma informacji, czy przyszła Panda pojawi się również w odmianach spalinowych.
Według słów Francoisa Panda na prąd ma być samochodem, który „pójdzie w odwrotną stronę niż Fiat 500”. Czyli elektrykiem przystępnym cenowo. W ten sposób Panda dołączy do kilku niedawno zapowiedzianych „niedrogich samochodów elektrycznych”, jakie Włosi niedługo wypuszczą na rynek.
Nowa Panda EV pod względem konstrukcyjnym ma dzielić podzespoły z przyszłym Citroenem e-C3. Francois potwierdził także, że podobnie jak samochód Francuzów, również przyszłe auto miejskie Fiata powstanie na zmodyfikowanej architekturze, która pierwotnie była zaprojektowana głównie dla rynków rozwijających się. Czyli m.in. dla Ameryki Łacińskiej i Indii.
O ile w przypadku Pandy EV nie dysponujemy żadnymi szczegółami technicznymi, o tyle Citroen uchylił rąbka tajemnicy na temat swojego e-C3. Auto ma być wytwarzane w słowackiej Trnavie i dostępne w dwóch odmianach – o mocy 61 i 81 kW (odpowiednio, 83 i 110 KM).
W zależności od wersji, do ich zasilania posłuży tani akumulator LFP o jednej z dwóch pojemności. Mniejszy ma dysponować 42 kWh, a większy – 52 kWh. Cena elektrycznego Citroena e-C3 ma startować z pułapu około 23 000 euro (nieco ponad 101 000 zł).
Wygląda na to, że powoli stajemy się świadkami wyścigu firm samochodowych w celu zaproponowania jak najtańszego auta na prąd. To absolutnie nie dziwi, ponieważ auta miejskie powinny stanowić wstęp do świata motoryzacji.
Jest jeszcze jeden aspekt, dla którego europejskie firmy samochodowe muszą „spinać się” w celu opracowania jak najtańszego elektryka. To ekspansja Chin, które choćby ze względu na niższe koszty produkcji i dostęp do tańszych baterii z pewnością wkrótce zaoferują niedrogie auto na prąd.
Zgodnie z badaniami firmy Inovev, wspierającej branżę motoryzacyjną i zajmującej się m.in. przetwarzaniem danych, Europa jest obecnie mocno podzielona pod względem rozwoju elektromobilności.
Prym wiedzie Norwegia z rynkowym udziałem nowych aut na prąd wynoszącym aż 85% (w pierwszym kwartale 2023 roku). Za nią znajdują się Szwecja (36%), Finlandia (31%), Dania (30%), Holandia (26%), Luksemburg (19%), Austria (18%) i Szwajcaria (17%). Później mamy Portugalię, Irlandię oraz Belgię z identycznym udziałem w rynku – po 16%.
Polska znajduje się na trzecim miejscu od końca. Za nią plasują się Czechy oraz Słowacja. „Dla tych krajów osiągnięcie 100-procentowego udziału aut elektrycznych w rynku nowych samochodów do 2035 roku jest całkowicie niemożliwe” – podsumowuje swój raport Inovev.