Kiedy zmiana samochodu na nowszy model ma sens? Co zyskujemy w takim przypadku? A może lepiej pozostać przy tym, co mamy? Argumentów za i przeciw jest wiele, wśród nich m.in. utrata wartości, gwarancja czy skomplikowanie obsługi.
Kierowca, jak mówi stare porzekadło, szczęśliwy jest dwa razy – raz, gdy kupi auto i drugi raz, gdy je sprzeda. Powinien być zatem absolutnie zadowolony, kiedy oba te zdarzenia nastąpią w najlepszym z możliwych terminów.
Łatwo napisać, trudniej zrealizować w życiu. Bo zwykle czynności odbywają się w ustalonym cyklu kupno-sprzedaż-kupno itd. Chodzi o to, by przejście z dotychczasowo użytkowanego auta na kolejne dało nam wymierne korzyści, a nie tylko pozbawiło nas kilkudziesięciu tysięcy złotych.
W ciągu ostatnich ośmiu lat ceny w Polsce wzrosły ogólnie o około 50 proc. Jeszcze większa inflacja panowała na rynku wtórnym aut – specjaliści z sieci AAA Auto wyliczyli, że mediana ceny sprzedaży używanego samochodu w Polsce w latach 2015-2023 wzrosła... o 134 proc. Nie wynikało to przy tym z obniżenia wieku aut w obrocie – przeciętnie jest to aż 12,8 lat.
Duży wpływ na taką sytuację miała pandemia. Utrudnienia w produkcji nowych samochodów (słynne przerwane łańcuchy dostaw, problemy z kompletacją wyposażenia aut itp.) znacznie ograniczyły podaż.
W połączeniu z niepewną przyszłością skłaniało to wielu klientów do odłożenia decyzji o wymianie auta na później. A to z kolei ograniczyło podaż samochodów używanych, dotychczasowi właściciele musieli ich używać dłużej. Zadziałał więc typowy mechanizm rynkowy – mała podaż spowodowała podniesienie cen.
Używane dotychczas auto całkiem nietypowo stało się dobrą lokatą kapitału. Wzrosty cen z nawiązką rekompensowały inflację.
Z jednej strony wysoka wartość samochodu posiadanego dotychczas to świetna wiadomość. Można odzyskać sporo pieniędzy z pierwotnego zakupu i przeznaczyć je na nowe auto.
Ale i tu zaczynają się schody. Jeśli chcemy kupić pojazd podobnej klasy, wydatek będzie niewspółmiernie wyższy. Wzrostowi cen aut używanych towarzyszyły bowiem zwyżki na rynku pierwotnym. Możemy więc pozbyć się auta, otrzymać pokaźną kwotę pieniędzy i zostać z niczym.
W roku 2015 najtańsza Skoda Fabia (3. generacja) kosztowała poniżej 40 tys. zł. Dzisiaj ceny zaczynają się od 71 850 tys. zł. Bez 100 tys. zł na koncie nie ma co szukać w salonach auta kompaktowego. Kolejne 30 tys. zł trzeba dołożyć na SUV-a tej wielkości. Nawet jeśli ostatnio doszło do stabilizacji cen – to na bardzo wysokich poziomach. Pewnym światełkiem w tunelu może być powrót promocji na nowe auta i tzw. wyprzedaży. Firmy znowu zaczynają kusić klientów.
Na czasie wciąż jest zatem pytanie: czy wymieniać auto na nowsze. Dylematy nie ograniczają się zresztą do kosztów. Kilkuletni samochód z jednej strony na pewno będzie odstawać pod względem zdolności integracji ze smartfonami – a jakość systemu rozrywki na pokładzie jest dla rosnącego grona czynnikiem decydującym o wyborze konkretnego modelu. Nawet ważniejszym od silnika czy skrzyni biegów.
Z drugiej strony paroletnie i dobrze znane auto będzie dla wielu osób intuicyjne w obsłudze. A nie każdy musi obsługiwać aplikacje poprzez samochód.
Niektórzy wciąż zwracają też uwagę na aspekty techniczne i często wybór jednostek napędowych w aktualnie dostępnych autach może budzić poważne obiekcje. Coraz trudniej wybrać samochód z konwencjonalnym napędem. Silniki bez turbo można dziś policzyć na palcach.
Trzeba jednak też pamiętać, że wartość auta w pewnym momencie może ulec gwałtownemu spadkowi. Spójrzmy na Volkswageny Passaty B6 – początkowo, mimo swoich wad, rozchwytywane na rynku. W kilka miesięcy nabywcy się od nich odwrócili. Wszystkie rachuby stały się nieaktualne.
Każdy przed podjęciem decyzji o zmianie auta powinien wykonać szybki rachunek koszt-efekt: ile pieniędzy możemy przeznaczyć na dopłatę do nowego auta po odsprzedaży poprzedniego i jakie nowe możliwości dzięki temu zyskamy. Chyba że chodzi tylko o uzyskanie efektu nowości i normalne znużenie starym modelem.
Na pewno trzeba będzie podliczyć koszty. Rachuby obowiązujące przez długie lata w ostatnim czasie się zdezaktualizowały, doszło do znacznych zmian w cenach zarówno samochodów używanych, jak i nowych. Wiele osób, które nosiło się z planami wymiany auta, musiało je w związku z tym skorygować.
Ponadto zmieniły się auta – hybrydy stały się często podstawowymi dostępnymi wariantami (czasami jedynymi), wiele popularnych modeli zniknęło z rynku lub jest dostępnych z napędem w pełni elektrycznym, inne jest wyposażenie auta itp. Żyjemy w ciekawym okresie, coraz więcej osób stwierdza, że trudno dokonać zmiany na lepsze i zostaje przy dotychczasowych autach.
W ciągu ostatnich lat ceny aut używanych gwałtownie wzrosły, lub licząc trochę inaczej – przestały one tanieć z wiekiem. Często osiąga to zaskakujące poziomy. Weźmy dla przykładu Jeepa Renegade'a. Auta z 2017 r., z bazowym silnikiem i wyposażeniem kosztują dziś około 60 tys. zł. Dokładnie tyle samo trzeba było wydać u dealera na nowy samochód siedem lat temu. Spadek wartości nie jest więc czynnikiem zachęcającym do pozbycia się auta.
To załóżmy taki scenariusz: ktoś ma Renagade'a z 2017 r., auto się sprawdziło i myśli o przesiadce na nowy egzemplarz. No cóż, zadanie ma utrudnione. Pomimo wysokiej ceny auta biorącego udział w rozliczeniu kwota ta wystarczy tylko na pół nowego pojazdu. Dziś ceny Renegade'ów gotowych do odbioru zaczynają się od ok. 120 tys. zł. Fakt, są to hybrydy z większą mocą, ale bilans nie zachęca za bardzo do pozbycia się użytkowanego dotychczas auta.
Zatrzymajmy się przy silnikach, bo Renagade jest też dobrym przykładem trendu i w tej dziedzinie. 7 lat temu mogliśmy wybrać prosty, klasyczny silnik 1.6 z pośrednim wtryskiem. Od dawna nie ma go w gamie, zastępowały go silniki 1.0 z turbo, a teraz ostały się tylko hybrydy (w tym plug-in). Wiele osób chętniej wybrałaby jednak tradycyjny napęd. Zwłaszcza za niższą cenę.
Pod względem systemów pokładowej rozrywki i informacji dokonał się wyraźny postęp. Kilkuletnie auta, niezależnie od marki, zwykle nie nadążają za obecnymi standardami – bezpośrednim łączeniem z aplikacjami ze smartfona, dużymi wyświetlaczami itp. Zmiany wprowadzane są przy każdym liftingu, często kilka razy w cyklu rynkowego życia auta. Tu przewagę ma nowe auto.
Pod względem gadżetów samochód salonowy na pewno wygrywa, ale jeśli weźmiemy pod uwagę elementy typowo funkcjonalne – tak bardzo narzekać nie ma na co. Nawet podstawowe linie wyposażenia kilka lat temu zawierały już klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby czy zestawy głośnomówiące, czyli coś, co rzeczywiście przydaje się w codziennym użytkowaniu. Bez fajerwerków, ale nie ma nad czym ubolewać.
Często nowsze samochody zaczynają wyglądać dość dziwnie i nie każdemu muszą odpowiadać. A jeśli wrócimy jeszcze raz do Jeepa Renagade'a – tutaj dla odmiany przez długi okres produkcji zmieniło się w sumie niewiele. Pomimo 10 lat na rynku liftingi sprowadziły się do wspomnianych gadżetów i innych świateł. Na pewno diody LED wyglądają nowocześniej, ale czy są warte wymiany auta? Podobna sytuacja dotyczy innych modeli.
Zaletą użytkowania nowego auta z pewnością jest gwarancja – nie musimy się martwić ewentualnymi awariami pojazdu w okresie jej trwania – otrzymamy pomoc na drodze i bezpłatną naprawę. Ma to jednak swoją cenę (pomijając zakup) – konieczność odwiedzania autoryzowanych, a więc drogich serwisów. Za spokój głowy zapłacimy więc przy kasie, dwa a może i więcej razy więcej, niż taka sama usługa kosztowałaby w niezależnym serwisie.
Z czasem kwestię usterek trzeba brać coraz bardziej pod uwagę. Wszystkie elementy się zużywają. Przez kilka lat mogliśmy więc mieć z samochodem spokój, ale trzeba liczyć się z tym, że w końcu worek z awariami się rozpruje. Inna sprawa, że wiele nowych modeli (czy chociaż jednostek napędowych) cierpi na choroby wieku dziecięcego, ale w tym przypadku przyda się właśnie gwarancja.
Mamy duże szanse na to, że nowy samochód napędzany będzie przez silnik elektryczny lub przynajmniej zelektryfikowany. Tak jak jest to z przywoływanym tu Jeepem Renegade'em. Według zapowiedzi firmy następca będzie samochodem w pełni bezemisyjnym, opierającym się na Fiacie Grande Panda czy Citroenie e-C3, zatem zakup „jedynie” hybrydy w obecnym wcieleniu może być ostatnią szansą na silnik spalinowy pod maską.
Może się zdarzyć, że auta, które przez długi okres utrzymywały swoją wartość, nagle taki status tracą. Samochód zaczyna się prezentować archaicznie na tle rywali, następcy wprowadzają istotny postęp i klienci dokonują grupowo wymiany modelu, pojawią się ograniczenia wjazdu do SCT dla danego silnika – trzeba więc trzymać rękę na pulsie i reagować na zmianę koniunktury.
Jeszcze niedawno na pytanie „sprzedawać czy jeździć dalej?” łatwiej byłoby znaleźć argumenty za „sprzedawać”. Dzisiaj to się zmieniło. Jest duża szansa, że samochód kupiony kilka lat temu za nieduże na dzisiejsze czasy pieniądze ciągle przedstawia realną wartość. Nie ma więc pośpiechu z jego odsprzedażą. Z kolei następcy o podobnych właściwościach mogą znajdować się poza finansowym zasięgiem, a co najmniej – właściwości nowego auta mogą nie równoważyć wysokiej dopłaty. Niewątpliwa przyjemność jazdy nowym bywa zbyt kosztowna.