A gdyby tak zjechać z zakorkowanej drogi i utrudnienia ominąć w powietrzu? Trzeba tylko mieć odpowiedni pojazd. Pomysłów w tym zakresie nigdy nie brakowało, ale czy mają szansę na realne zastosowanie?
Jest mnóstwo sposobów na walkę z zakorkowanymi drogami. Jednym z tych, który przychodzi do głowy konstruktorom od dekad, jest opracowanie samochodu, który... właściwie mógłby się obejść bez dróg. Wystarczy kawałek równej łąki na obu końcach podróży i trasę możemy pokonać w przestworzach. W najbardziej aktualnej wersji – nadadzą się zwykłe miejsca parkingowe. Świetnie! Ale...
Zacznijmy od czynnika ludzkiego – do panowania nad latającym samochodem potrzeba pilota i kierowcy w jednym. O ile większość pilotów ma zapewne prawo jazdy, to licencję pilota ma już ograniczona liczba kierowców. Wymagane jest więc szkolenie – raczej nie jest to tanie, zabiera dużo czasu i wymaga wiele nauki.
Lepsza wiadomość: współczesna lotnicza awionika jest w stanie w wielu czynnościach pilota zastąpić – zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych.
Dysponujemy już systemami pozwalającymi na autonomiczne sprowadzenie samolotu na najbliższe, odpowiednie lotnisko po naciśnięciu guzika – przydaje się to w sytuacji nagłej niedyspozycji pilota. Elektronika nawiąże komunikację z kontrolerami lotu, wybierze miejsce lądowania, przeprowadzi podejście, przyziemi i wyhamuje. I takie systemy stosuje się już w kilku opisanych niżej prototypowych latających autach.
Do dyspozycji jest również inne zabezpieczenie na wypadek poważnej usterki w locie – spadochron awaryjny. Trzeba tylko pociągnąć dźwignię, by pojazd opadł bezpiecznie na ziemię.
Oczywiście trwają też prace nad pojazdami całkowicie autonomicznymi – i w tę stronę zmierza rynek.
Problemem jest też sam pojazd. Samochody są coraz cięższe, bo muszą spełniać ostre normy bezpieczeństwa. To nie jest najlepsza informacja dla konstruktora lotniczego: tu liczy się każdy gram. Także sylwetka auta nie pomaga w uzyskiwaniu dobrych parametrów lotnych. Jest to ciężko pogodzić, ale jak widać, chętnych do podjęcia wyzwania jest mnóstwo.
Samochód latający – pojazd mechaniczny z własnym napędem i źródłem energii, którym jest paliwo, przystosowany zarówno do ruchu lotniczego, jak i drogowego. Tyle encyklopedyczna definicja. Brzmi futurystycznie? Być może, ale takie pojazdy powstawały niemal 80 lat temu.
Część samochodowa sobie, a lotnicza sobie, ale połączenie obu było bardzo szybkie. Pojazd certyfikowano.
Zbudowano dwa prototypowe egzemplarze. Dwa silniki (lotniczy i drogowy), odłączane skrzydła.
Jeden z najsłynniejszych latających samochodów. Powstawały kolejne generacje, w sumie stworzono 6 egzemplarzy.
Co wyjdzie, jeśli dodamy Cessnę Skymaster do Forda Pinto – właśnie taki pojazd jak na zdjęciu powyżej.
Latające auta to domena start-upów, ale tutaj za projekt wzięli się giganci w branży: Audi i Airbus. Pojazd rozwijano w roku 2019, zaliczył nawet loty testowe. Składał się z trzech rozłączanych segmentów: kabiny, platformy z kołami i drona – pozbywano się dzięki temu zbędnego w danej części podróży balastu (kół lub śmigieł)
Projekt słowackiej firmy – otrzymał już lokalny certyfikat zdolności do lotu, co otwiera drzwi do komercjalizacji przedsięwzięcia. Skrzydła składane są do tyłu, statecznik pionowy przesuwany do przodu w trybie drogowym, za napęd w locie odpowiadają silnik BMW 1.6 i śmigło pchające.
Ciekawa konstrukcja z Kalifornii – centralną część wehikułu zajmuje obrotowa kapsuła dla pasażerów, nadwozie auta stanowi ażurowa siatka, pod którą ukryte są wirniki nośne. Według założeń auto po drodze poruszać się będzie z prędkością tylko do 40 km/h (kwestie homologacji drogowej), ale główną część trasy pokonywać się będzie w powietrzu – i to na dystansie do 170 km. Znana jest nawet cena pojazdu: 300 tys. dolarów.
Xpeng to chiński producent aut, ale zabłysnął też swoim modelem latającym. W rzeczywistości „samochodowość” tego urządzenia polega na zapewnieniu mobilności na krótkich dystansach. To duży dron z kabiną pasażerską dla dwóch osób pozwalający na 35 min lotu.
Pracę nad pojazdem rozpoczęte w roku 2006 doprowadziły do uzyskania w 2021 r. certyfikatu zdatności do lotu. Pierwotnie amerykańskie przedsięwzięcie od 2017 roku jest w rękach koncernu Geely (tego od Volvo i Lotusa). Doszło do zwolnienia większości pracowników w USA i przeniesienia działalności do Chin.
Koncepcja rozwijana u naszych sąsiadów od 2010 r., jak widać, odbywa już loty testowe. Rozsunięcie skrzydeł zajmuje tylko 3 minuty, napęd zapewniają silnik benzynowy i moduł elektryczny w sumie o mocy 300 KM. Zasięg – na drodze ok. 1000 km, w powietrzu – 740 km, prędkość przelotowa to 260 km/h.