W jaki sposób zminimalizować ryzyko wpadki przy zakupie używanego samochodu i jakie znaki powinny być poważnym ostrzeżeniem przed taką transakcją? Prezentujemy modele i rozwiązania, w przypadku których należy zachować szczególną ostrożność lub… po prostu omijać je z daleka.
Każdego roku w Polsce właściciela zmienia kilka milionów pojazdów. Zakup nawet używanego samochodu czy motocykla może być źródłem wielkiej radości. Niestety wciąż nie należą do rzadkości przypadki, gdy otwiera to worek z problemami.
Kompletne wyeliminowanie ryzyka nie jest możliwe. Zdarza się, że pełną wiedzą na temat przeszłości pojazdu nie dysponuje nawet... pierwszy właściciel. Pomiar grubości lakieru może wykazać, że wybrane elementy nadwozia były lakierowane po szkodzie powstałej podczas transportu auta do salonu.
W przypadku używanych pojazdów niewiadomych jest często jeszcze więcej. Z czasem pojawiają się białe plamy w historii serwisowej. Kolejne zmiany właścicieli nie sprzyjają ciągłości dokumentacji – nie każdy użytkownik skrupulatnie gromadzi rachunki związane z użytkowaniem i naprawami pojazdu.
Kolejnym ogniwem skomplikowanego łańcucha są wszelakiej maści problemy, które skutkują zmniejszeniem rynkowej wartości pojazdu – np. wysoki przebieg, korozja, usterki lub wypadkowa przeszłość. Niestety nieuczciwy sprzedający, by zwiększyć swój zysk lub w ogóle pozbyć się pojazdu, będzie próbował zamaskować te kwestie.
Nie można także zapominać, że niektóre wersje nawet popularnych modeli bywają nieudane. Sprzyja to szybkiej utracie wartości oraz trudnościom z odsprzedażą. Niżej prezentujemy przykłady motopułapek i radzimy, jak ich uniknąć lub zmniejszyć szansę wpadnięcia w nie.
Zakup niektórych samochodów lub ich konkretnych wersji może się okazać szczególnie ryzykowny. Nie oznacza to, że należy omijać je szerokim łukiem. Czasem wystarczy przedzakupowa kontrola i duża doza zdrowego rozsądku.
Część importowanych samochodów jest wystawiana na sprzedaż przed zarejestrowaniem w Polsce. Trzeba sprawdzić, czy takie auto ma komplet dokumentów, a importer zapłacił akcyzę. Czujność należy zachować, jeżeli samochód ma status „do opłat”.
Za zakup podwyższonego ryzyka można uznać Audi z bezstopniową skrzynią Multitronic (współczesne modele ze wzdłużnym silnikiem, automatem i napędem na przednią oś). Przekładnia nie jest wybitnie trwała (zwłaszcza w mocniejszych wersjach silnikowych), a naprawy są kosztowne i podejmą się ich tylko niektóre serwisy.
Flagowa limuzyna Audi kojarzy się z eleganckim, wykonanym z aluminium nadwoziem, szlachetnie wykończonym wnętrzem i mocnymi silnikami – V8 czeka zarówno na zwolenników silników benzynowych, jak i diesli.
Używana „piątka” jest marzeniem wielu kierowców. Zadbany egzemplarz wciąż może zaoferować wiele radości z jazdy oraz wysoki komfort. Problem w tym, że – bez względu na generację – używane BMW serii 5 musi być drogie. Nawet widoczne na zdjęciu, mające na karku 20 lat BMW E60 jest samochodem skomplikowanym konstrukcyjnie, a przez to kosztownym do utrzymania w stanie pełnej sprawności.
Flagowy model BMW nierzadko można kupić za zbliżoną kwotę do „piątki”. Nie bez przyczyny. Poziom skomplikowania jest jeszcze wyższy, co przekłada się na koszty napraw. Lepiej więc na starcie dołożyć, niż później walczyć z błędami elektroniki, niesprawnością wyposażenia czy usterkami zawieszenia.
Kto szukał dużego używanego SUV-a, na pewno zwrócił uwagę na nierzadko niskie – zwłaszcza na tle Toyoty Land Cruiser – ceny Land i Range Roverów. Nie zawsze jest to okazja. Brytyjskie auta nie są wzorem trwałości, a koszty niektórych napraw – na czele z wymianą zatartych diesli, w tym 2.7 V6 od koncernu PSA – okazują się wysokie.
Pułapką czyhającą na nieświadomego nabywcę może się okazać także Mercedes ML. Pierwsza generacja tego modelu była podatna na korozję (później nieco ją opanowano). Potężne diesle 4.0 V8 świetnie brzmią, ale dają się we znaki skrzyniom biegów, a do tego są kosztowne w serwisowaniu. Także benzynowe jednostki mają swoje przypadłości.
Widoczny na zdjęciu model W220 to chyba najlepszy przykład motoryzacyjnej miny. Auto jest eleganckie, wygodne, świetnie wyposażone i bezpieczne. Niestety zaawansowana, a do tego szybko postępująca korozja oraz problemy z pneumatycznym zawieszeniem przerosły finansowo wielu właścicieli – Samochody nie były sukcesywnie naprawiane, co szybko pogarszało ich stan.
Pośredni wtrysk paliwa i wolnossąca konstrukcja nie zawsze są gwarancją dobrej pracy silnika na LPG. W Fordach problemem jest brak hydraulicznych popychaczy luzów zaworowych. Kontrola i ustawianie luzów jest drogie – im niższa wartość auta, tym większa pokusa do zignorowania tej czynności serwisowej. Finałem jest uszkodzenie głowicy i wystawienie pojazdu na sprzedaż lub doraźna naprawa.
Na tle innych marek premium Jaguary okazują się zaskakująco tanie. Dodatkową pokusą do ich zakupu może być informacja o technicznych koneksjach z Fordem – np. X-Type (na fot.) dzieli komponenty z Mondeo Mk3.
Status kultowego modelu wcale nie musi oznaczać, że do zakupu danego auta można podchodzić bezkrytycznie. Przykładem jest Mazda MX-5. Samochód świetnie się prowadzi i daje masę radości z jazdy. Niestety jest też podatny na korozję, a niektóre wersje silnikowe potrafią spalać duże ilości oleju. Dodatkowo najprzyjemniejsze w prowadzeniu są mocniejsze odmiany z blokadą mechanizmu różnicowego.
Korozja szybko trawiąca wiele elementów nadwozia nie jest jedynym problemem starszych Mazd. Równie dużym są opracowane przez markę diesle 2.0 z podatnym na zapychanie się sitkiem smoka oleju i tracącymi szczelność podkładkami wtryskiwaczy. Jednostka 2.2 została udoskonalona, ale na rynku wtórnym ma niższe ceny od aut z silnikami benzynowymi, co oznacza, że potencjalni nabywcy się jej boją.
W teorii wszystko wygląda doskonale – przygotowany przez Subaru diesel jest oszczędny, nie wibruje i całkiem przyjemnie brzmi. Początkowo miał duże problemy z trwałością – do rzadkości nie należały pęknięcia wałów. Używany silnik to wydatek nawet kilkunastu tysięcy złotych. Kolejne problemy to niska trwałość tarczy sprzęgła oraz szybka utrata wartości – rynek wtórny dużo bardziej ceni Subaru z silnikami benzynowymi.
W przypadku Toyoty na rekomendację zasługuje stosowany m.in. w Yarisie, Aurisie i Corolli diesel 1.4 D-4D. To trwała i oszczędna jednostka. Z kolei silnik 2.0/2.2 z rodziny AD, który zawitał też do Lexusa IS, ma problemy z trwałością – najgorszym scenariuszem są wżery w aluminiowym bloku, pod uszczelką głowicy.
Na początek warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego sprzedający chce pozbyć się auta. Przypadki, gdy samochód mu się znudził, nie będą specjalnie częste. Zakończenie okresu wynajmu lub leasingu to także mniejsza część rynku wtórnego. Jego trzonem są pojazdy sprzedawane z powodu wieku i przebiegu oraz związanych z nimi problemów, a także niechęci inwestowania w dalsze naprawy lub obawy przed wystąpieniem kosztownej usterki.
Dla wielu osób przeglądanie ofert z używanymi pojazdami to próba mniej lub bardziej świadomego spełnienia swoich motoryzacyjnych marzeń – mogąc wybierać między setkami tysięcy aut, zdecydujemy się na takie, które nam bardziej odpowiada. I nie ma w tym nic złego. Problem pojawia się, gdy emocje biorą górę.
Na zakup samochodu trzeba przeznaczyć przynajmniej kilka tysięcy złotych. Badanie techniczne to wydatek niecałych 100 zł. Polecamy więc odwiedzenie dowolnej SKP w celu wykonania badania technicznego (nawet jeżeli auto ma ważny przegląd).
Poprośmy, żeby obejmowało ono kontrolę świateł, luzów w zawieszeniu, amortyzatorów, składu spalin, skuteczności hamulców czy wycieków oleju. Niektóre SKP za nieco większą opłatą oferują także przedzakupową kontrolę.
Na oględziny używanego auta warto wybrać się w towarzystwie drugiej osoby. Nie musi to być mechanik. Wystarczy, że ma nieco pojęcia o motoryzacji i będzie potrafiła na chłodno spojrzeć na samochód, który zamierzamy kupić.
Jeżeli na zakupy jedziemy sami, warto jeszcze przed wyjściem z domu ustalić, czy sprzedający ma historię serwisową auta i może ją przesłać, poprosić go o numer VIN pojazdu i datę pierwszej rejestracji, co pozwoli na skorzystanie z rządowej usługi „Sprawdź swój pojazd”.
Sprzedający zawsze ma przewagę nad kupującym w zakresie wiedzy o problemach samochodu. Jeżeli nie jest uczciwy, może to niestety wykorzystać do zamaskowania problemów z pojazdem i podniesienia jego wartości.
Najbardziej prymitywną formą oszustwa jest wyzerowanie terminu kolejnej wymiany oleju – w większości aut można to zrobić określoną sekwencją wciskania przycisków na panelu wskaźników i włączania zapłonu.
W miarę eksploatacji pojazdu na jaw wychodzą następne problemy. Mogą być przeróżne. Zacinające się klamki, zamki czy szyby, wentylator pracujący na dwóch biegach, kłopoty z układem napędowym przy niskich temperaturach, problemy z rozruchem, uszkodzone elementy tapicerskie...
Praktycznie każdy używany samochód może stać się motoryzacyjną miną. Powody są różne – prezentujemy je poniżej. Dobra wiadomość jest taka, że zwykle nie występują jednocześnie, chociaż nie jest to oczywiście regułą. Złe wieści są takie, że koszt naprawy może być trudny do oszacowania nawet przez profesjonalistę – dopiero podczas prac okazuje się, co faktycznie wymaga wymiany lub regeneracji.
Wypłowiały i pokryty osadami lakier, zanieczyszczenia w zakamarkach karoserii, brudna czy śmierdząca tapicerka, wypłowiałe plastiki... Wszystko to nie brzmi może zbyt kosztownie, ale przywrócenie pojazdowi estetyki przez profesjonalistów może pochłonąć tysiące złotych. Samodzielne prace będą tańsze, ale stracimy dużo czasu. Zainwestować go mimo wszystko warto, bo brzydkie auto jest dużo trudniejsze do sprzedania.
Jeżeli serce pojazdu nie domaga, a sprzedający twierdzi, że naprawa jest prosta i tania, najlepiej poprosić, by zrobił to przed finalizacją transakcji. Spektrum możliwych problemów z silnikiem jest szerokie – od spalania oleju poprzez pękanie głowicy i bloku, na zatarciu kończąc. Obecnie remont generalny to nierzadko kilkanaście tysięcy złotych. Z kolei zakup używanego silnika na wymianę zawsze niesie ze sobą ryzyko.
Największy problem każdego auta. Zaawansowana korozja nie pozwoli na zaliczenie przeglądu technicznego. Koszty napraw są liczone w tysiącach, a nawet dziesiątkach tysięcy złotych. Także punktowe ogniska mogą się okazać problemem – skorodowane elementy zawieszenia stają się trudne do demontażu, co generuje kolejne koszty, np. związane z wymianą zerwanych śrub.
Remont skrzyni biegów może być równie kosztowny, co naprawa silnika. Część kierowców unika automatycznych przekładni w obawie o awarie. Nie do końca słusznie. Także manualna skrzynia może wymagać inwestycji – w grę wchodzą zużyte łożyska czy synchronizatory. Warto się więc zapoznać z przypadłościami przekładni w danym modelu, by zwrócić na nie uwagę podczas jazdy próbnej. Warto też pamiętać, że automat z konwerterem momentu obrotowego rozwiązuje kwestię wymiany sprzęgła i dwumasowego koła zamachowego – po prostu ich tu nie ma.
Kompakty i większe modele mogą być wyposażone w wielowahaczowe zawieszenia – poprawiają prowadzenie i komfort, ale zwiększają koszty napraw. W przypadku modeli z wyższej półki dochodzą do tego aktywne amortyzatory czy pneumatyczne zawieszenie. Ostatnie z wymienionych, zwłaszcza jeżeli zostanie zaniedbane, może stać się źródłem dużych wydatków.
Dobra wiadomość jest taka, że przed zakupem zawieszenie pojazdu można dość łatwo i tanio zdiagnozować, a usuwanie usterek na bieżąco nie będzie ekstremalnie kosztowne.
Jeżeli sprzedający zapewnia, że klimatyzację wystarczy „nabić”, warto spodziewać się najgorszego – nieszczelności czy uszkodzenia kompresora, a więc wydatków znacznie przekraczających 1000 zł. Najgorszym, a zarazem najbardziej kosztownym scenariuszem jest nieszczelność parownika – jego wymiana oznacza zwykle konieczność demontażu deski rozdzielczej.
Warto także pamiętać, że rynek wtórny nie ceni aut w bazowych wersjach, bez klimatyzacji. Takie samochody można tanio kupić, ale ich późniejsza odsprzedaż wcale nie należy do prostych.
Kiedy samochód zmieni właściciela, wszystkie jego problemy zwykle stają się zmartwieniem nowego użytkownika. W teorii można liczyć na rękojmię czy dochodzenie swoich praw z tytułu wad ukrytych. Nie każdemu uśmiecha się jednak wizja długiego postępowania sądowego i związanych z tym nerwów oraz wydatków. Priorytetem powinno być więc zapobieganie problemom.
Mimo że świadomość zmotoryzowanych stale rośnie, do rzadkości wciąż nie należą sytuacje, gdy kierowca przyjeżdża do serwisu z informacją, że właśnie kupił auto i prosi o jego przegląd... Kolejność zdarzeń powinna być odwrotna.
Gdy fortuna dopisze, może się okazać, że samochód faktycznie wymaga jedynie podstawowych czynności serwisowych – wymiany filtrów, świec czy płynów. Gorzej, gdy mechanik wykryje problemy.
Pozbycie się nawet największej miny jest możliwe – ogłoszenia przeglądają handlarze, mechanicy czy amatorzy samodzielnego majsterkowania, którzy mogą podjąć się próby usprawnienia pojazdu. Wszystko jest jednak kwestią ceny. Jeżeli auto zużyte, niesprawne lub po prostu uszkodzone zostanie wystawione na sprzedaż za zbyt dużą kwotę, nikt się nim nie zainteresuje.
Dokładnie to samo można powiedzieć o modelach czy wersjach powszechnie uznawanych za ryzykowne. Zyskają zainteresowanie, jeżeli nie będą straszyły wyśrubowaną ceną. W takich sytuacjach sprzedający raczej powinien zacisnąć zęby i pogodzić się z odsprzedażą auta nawet kilka tysięcy złotych taniej od oczekiwań.
Mimo że w Polsce wciąż przybywa samochodów, z jakością oferty na rynku wtórnym bywa różnie. Można znaleźć świetne propozycje, a także trafić na minę. Niska cena nie zawsze jest tu wyznacznikiem – samochód może zostać podszykowany do sprzedaży, by mógł zostać zaoferowany za wyższą kwotę.
Dlatego jeszcze przed rozpoczęciem poszukiwań warto sporządzić sobie listę interesujących nas modeli, i ich największych przypadłości. Mając taką wiedzę już na etapie przeglądania ogłoszeń, można zdecydować, czy dany egzemplarz nam odpowiada. Kolejny krok to jego wnikliwa przedzakupowa kontrola.